poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Rozdział X

Czy można zmienić przeznaczenie? Czy nasze losy zostały nieodwracalnie zaplanowane przez Boga. Czy wszystko jest z góry ustalone? Jeśli tak to predestynacją człowieka którego miałem za chwilę schwytać była pewna śmierć. Strzeliłem, z góry wiedząc, że chybię. Wolałem jednak nie igrać z potężnymi siłami, które jeszcze przed powstaniem wszechświata ułożyły scenariusz na dzisiejszą noc. Biegłem, kierując się ku fasadzie katedry. Patrzyłem, jak mój sobowtór przekracza potężny rzeźbiony portal. W pewnym sensie czułem litość dla tej postaci, która nieświadomie skazuje się na kres życia. Zwolniłem kroku, przewidując bieg wydarzeń. Powoli przekroczyłem próg katedry. Czułem spokój emanujący z jej murów. Zdawało się, że wnętrze zostało niemalże specjalnie przygotowane na takie noce jak ta. Figury z idealną obróbką licznych detali rzeźbiarskich i fantazyjne malowidła stanowiły połączenie artystycznego kunsztu z mrocznym i enigmatycznym przesłaniem. „Wszystko jest z góry ustalone” – pomyślałem, zadowolony. Pewnym krokiem ruszyłem przed siebie. Błyszcząca, kamienna i twarda posadzka czyniła tupot moich stóp jeszcze bardziej donośnym. Przede mną wznosił się zjawiskowy ołtarz szafiasty, imponujących rozmiarów. U samego szczytu sklepienia widniał witraż, przez który delikatnie przebijało się światło księżyca. Ukazywał on wizerunek świętego Piotra z kluczem. Całość stanowiła niezaprzeczalne świadectwo mistrzostwa ówczesnych twórców. Dopiero po chwili zauważyłem, że moje myśli są tak zaabsorbowane i zauroczone magią tego miejsca, że zupełnie straciłem rachubę czasu, a tym samym rozmach działania. Odwróciłem się w stronę nawy bocznej gotów oddać ostateczny i decydujący strzał. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast swojego sobowtóra szykującego się na śmierć zobaczyłem tylko ciemną toń. Zrobiłem krok w przód, pozwalając ciemnościom ukryć moją sylwetkę. Wtem poczułem jak czyjeś ręce zaciskają mi się na szyi. Paraliż owładnął całym moim ciałem wydałem głuchy gardłowy krzyk. Na to nie byłem przygotowany. Za pewnik brałem, że sytuacja będzie wierną kopią swojej poprzedniczki. Skostniałe z zimna, ale jakże dobrze znane mi ręce przystawiały teraz lufę pistoletu do mojej skroni. „To już koniec” –pomyślałem. Wtem, mych uszu dobiegł donośny dźwięk organów. Już po chwili fuga d- moll rozbrzmiewała echem w całej katedrze. Chaos dźwięków, spowodowany specyficzną akustyką napełniał wszystkie zakątki. Każdy ton zdawał się być duszą śpiewającą swoją własną pieśń. Ostatnią pieśń. Korzystając z chwilowego zdziwienia mojego przeciwnika rzuciłem się na niego z pięściami. Wyciągnąłem pistolet. „Skończmy to” – pomyślałem, po czym oddałem ostateczny strzał. Wszystko zawirowało. Odgłos organów ucichł, zastąpiły go natomiast upiorne krzyki. Stopy oderwały mi się od podłogi, po czym runąłem z powrotem na ziemię. Głowa bpolała mnie przeraźliwie. Miałem wrażenie, jakby przez dziesięć minut jakaś nieznana siła miotała moim ciałem z premedytacją po całej katedrze. Leżałem poniżej ołtarza maiłem na sobie nie piżamę, ale kurtkę i jeansy. Moje ciało zniknęło, ja natomiast wcieliłem się w ciało swojego sobowtóra. Ale zresztą jakie to miało znaczenie. Przynajmniej byłem sobą i pozbyłem się kilku szwów po operacji. Po raz pierwszy od kilkunastu dni na mojej twarzy zagościł uśmiech, jednak na krótko. Wyciągając z kieszeni mały krzyżyk, który dostałem od Eddy’ego moje myśli znów pogrążyły się w kompletnym chaosie.
-Pomogę ci dopełnić twoje przeznaczenie- usłyszałem wysoki kobiecy głos nad swoją głową i od razu poznałem z kim mam do czynienia. Nieziemsko piękna bogini lekko unosiła się nad posadzką. Roztaczała wokół siebie blask, który czułem wszystkimi zmysłami. Tym razem nie przyszła by wypominać mi moje grzechy. Przyszła mi z pomocą. – To nagroda za liczne niewygody, jakich ostatnio doznałeś. „Bóg jest sędzią sprawiedliwym” – to mówiąc wzięła ode mnie krzyżyk a następnie ułożyła cztery szpileczki we właściwej kolejności.
- Chcę idąc torem przeznaczenia ziścić Boskie plany – szepnąłem niemalże bezwiednie, nie mając wątpliwości co do tego kto grał na organach. Wstałem. Nie potrzebowałem żadnych wskazówek. Intuicja, mówiła mi co robić. I mówiła to językiem najbardziej zrozumiałym. Językiem duszy. Stanąłem przed tabernakulum po przeskoczeniu kilku schodków. Odetchnąłem głęboko, po czym włożyłem klucz do dziurki. Czułem, że znów zagłębiam się w nieznane. Uchyliłem drzwiczki. W środku znalazłem jedynie mały, poszarpany świstek papieru. Nauczyłem się jednak, że pozory mylą. Przeczytałem półszeptem.


Noc spowiła całą okolicę. Jedynie księżyc świecący blaskiem przez witraż katedry oświetlał ołtarz. Na środku stała nieruchomo postać z twarzą ukrytą pod osłoną nocy. Stała szepcząc jedynie: „Zaiste, przyjdę niebawem, Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Alfa i Omega. Początek i koniec... To opowiadanie jest piekne, bo bardzo szczere. Inne niż jakiekolwiek, różne od wszystkiego. Ale po prostu piękne. Wypełnić przeznaczenie to najważniejszy cel w życiu. Pisz dalej, bo z każdą notką twoja historia wciąga mnie coraz bardziej.

www.wielka-milosc-lily-i-jamesa.blog.onet.pl

Anonimowy pisze...

Jest w nim coś, co napawa mnie lekiem...
czemu, nie wiem.
mam tak kiedy oglądam filmy, lub czytam książki o takiej właśnie tematyce (Boga, demonów, czy niewyjaśnionych sil...)...
Przeczytałam, od deski do deski, bo uważam, ze właśnie tak się powinno.
delektować się od początku do końca, spijać każde słowo.
Powtórzyć jeśli trzeba.
Przemyśleć...
lub szaleńczo się zatopić i popłynąć wraz z myślami autora w inny świat...
Suuuper!!!!
oj jak ja lubię książki po których mam nie "niedosyt", ale łaknienie...
to co jest następne??
czekam z niecierpliwością...
-z wyrazami szacunku,
safel